czwartek, 22 maja 2014

ROZDZIAŁ 1

Nie wiem czy ktoś zauważył, ale ostatnio jest na mnie mała nagonka. Chodzi mi o niejaką Pitahya. Wg niej i oczywiście autorki innego bloga, ukradłam adres i cały pomysł na opowiadanie. Pewnie niektórzy kojarzą tytuł podobny do mojego, różniący się zaledwie jedną literką. Najlepsze jest to, że wszystko zostało zauważone już po założeniu, a ja nawet nie miałam pojęcia o istnieniu tamtego bloga. Więc powtórzę to po raz milionowy, to jest czysty przypadek. Ale oczywiście, niektórzy w to nie wierzą i to już ich sprawa :)
Wyszłam z inicjatywą zmiany nazwy bloga, ale po dłuższym zastanowieniu (jako wiedźma): Dlaczego miałabym to robić? Dlaczego miałabym zmieniać coś, co było również moim pomysłem? 
Pozdrawiam gorąco tych którzy mają własne zdanie! :) 
Plastikowa wiedźma :*



~ *** ~

16 lat później


            Pogoda w Nowym Jorku była dość ciepła jak na środek jesieni. Słońce prażyło niemiłosiernie, więc starłam dyskretnie stróżkę potu, która spływała mi z czoła. Ściągnęłam czarną, skórzaną kurtkę i zawiesiłam ją na ręce. Poprawiłam torebkę, która zwisała mi z ramienia, po tym jak ktoś o mało mnie nie potrącił. Jeden minus tego miasta; wiecznie zatłoczone ulice, chodniki pełne spieszących się wiecznie ludzi. Westchnęłam ciężko i ruszyłam w stronę Bookcase.
            Miałam tą pracę od zaledwie tygodnia i nie napawała mnie ona optymizmem. Była dla mnie zdecydowanie za nudna i zbyt nijaka. Jednak mogłam zarobić w tej księgarni trochę grosza, czym oczywiście nie pogardzę. Musiałam jakoś utrzymać siebie i babcię. A od kiedy ukończyłam dwadzieścia lat i skończyłam szkołę, rodzice postanowili przerwać dopływ gotówki. Teraz było naprawdę ciężko. Ale nie mogłam liczyć na nic lepszego tylko ze względu na mój młody wiek, nikt przecież nie patrzył na inteligencję; oczywiście najważniejsze były znajomości.
            Po ominięciu kilku sklepów i chmary ludzi, w końcu udało mi się dotrzeć na miejsce. W środku od samego rana do zamknięcia zawsze panował ruch. To dzięki temu, że księgarnia była połączona z niewielką kawiarnią. Ludzie mogli bez problemu kupić lub wypożyczyć książki i udać się do pomieszczenia wypełnionego zapachem świeżo mielonej kawy i pieczywa. Tam nikt im nigdy nie przeszkadzał. Moim zdaniem było to jedno z fajniejszych miejsc, w jakich byłam; oczywiście gdybym tu nie pracowała tylko była jednym z wielu klientów.
            Udałam się na zaplecze i przebrałam w granatową firmową bluzkę z logiem księgarni. Upiłam łyk kawy z podręcznego termosu i ruszyłam za kasę.
           
Dzień przebiegał dość monotonnie. Pełno ludzi, mnóstwo książek, ogrom pracy. Nic ciekawego. Dość znudzona, przyglądałam się wielu osobom podczas krótkiej przerwy na lunch. Oczywiście nie byłam głodna, więc jedyne, co robiłam to popijałam ciemny, gorący płyn. Wzrokiem omijałam jak tylko mogłam dział dziecięcy. Tam było najwięcej tych małych… Przypomniałam sobie jak babcia zawsze ganiła mnie za użycie słowa bachor, jednak nie potrafiłam znaleźć innego określenia, które opisałoby te małe, rozwrzeszczane istotki. Nigdy nie lubiłam dzieci. Nie wiem dlaczego, ale budziły we mnie jakąś odrazę. Może dlatego, że sama byłam niechcianym dzieckiem? Mimo tego, że nikomu nic nie zrobiłam? Zresztą jak mogłabym coś zrobić jako niemowlę?
Moje rozmyślania przerwał młody mężczyzna siedzący przy stoliku obok okna. W ręce trzymał jakąś książkę, ale nawet jej nie otworzył. Siedział niedbale na krześle i cały czas bacznie mnie obserwował. Nigdy wcześniej go nie widziałam. A na pewno zapamiętałabym taką twarz. Mocna szczęka, na której był kilkudniowy, ciemny zarost. Miał krótkie, jasno brązowe włosy, które idealnie komponowały się z opaloną skórą i ciemnozielonymi oczami. I ciało; było zbudowane bez zarzutów, niemal idealnie, jak jakiegoś wojownika. Na sobie miał ciemny T-shirt i czarne spodnie. Muszę przyznać, że trochę tu nie pasował. Coś w nim niemal krzyczało, że nie powinien tu być. I po raz pierwszy od dłuższego czasu zainteresowało mnie, co to mogło być. Świat, w którym żyłam był naprawdę nudny.
- Riley. – Usłyszałam swoje imię, które dochodziło zza moich pleców. Zostałam zmuszona do oderwania wzroku od nieznajomego. Jednak w głębi duszy czułam, że on nadal mnie obserwuje. – Hej, wszystko okej? – zapytała Beth i uważnie mi się przyjrzała. Zawsze, gdy to robiła przechylała głowę w bok. Tym razem zrobiła to znowu, a jej długi lśniący warkocz, zsunął się z pleców.
- Tak. – Odchrząknęłam i odstawiłam na półkę termos. – Tylko się zamyśliłam. – Uniosłam kąciki ust, a ona odpowiedziała tym samym.
- Dobrze. Chodź, mamy mnóstwo pracy.
Ruszyłam za nią w stronę kas. Zauważyłam, że nieznajomy nadal siedzi na swoim miejscu wciąż mnie obserwując.
- Beth?
- Tak? – Nie odwracała się tylko zaczęła obsługiwać klienta.
- Znasz tego faceta? – Dyskretnie wskazałam stolik obok okna. Przyjrzała się przez chwilę mężczyźnie i wracając do pracy odpowiedziała:
- Nie, widzę go pierwszy raz. Czemu pytasz?
Wzięłam dwie książki od klientki i zaczęłam je skanować.
- Tak tylko pytam.
Beth rzuciła mi szybkie spojrzenie, w którym był wymowny przekaz. Przewróciłam oczami i wróciłam do pracy.
Minęło może około dwadzieścia minut, a nieznajomy wciąż siedział na swoim miejscu. Nawet nic nie zamówił. Nie wytrzymałam i postanowiłam zapytać się go, o co chodzi. Gdy ruszyłam w jego kierunku, on wstał i jak gdyby nigdy nic, wyszedł z Bookcase. To już było dziwne. Jednak musiałam wracać do pracy i nie mogłam zaprzątać nim sobie głowy.

Dzień skończył się w miarę szybko. Było po dziewiętnastej, gdy w końcu udało mi się metrem dotrzeć na obrzeża Nowego Jorku. Było tu trochę ciszej niż w centrum, ale tylko odrobinę. Ruszyłam w stronę domku jednorodzinnego, w którym mieszkałam razem z moją babcią, odkąd tylko sięgam pamięcią.
Szłam alejką zielonych drzew, gdy poczułam dziwne uczucie jakby ktoś mnie śledził. Rozejrzałam się, ale oprócz wielu ludzi nie zauważyłam nic dziwnego.
Gdy zbliżałam się do mojego domu, otoczonego ogródkiem z wieloma kwiatami, którym zajmowała się babcia, zauważyłam opartego o drzewo nieznajomego z Bookcase. Gdy mnie zauważył skrzyżował ręce na szerokiej piersi i przewiercał mnie spojrzeniem na wylot. Nie wytrzymałam i postanowiłam wyjaśnić sobie z tym mężczyzną tą chorą sytuację.  
Ruszyłam w jego kierunku i przyjęłam taką samą postawę jak on. Moja kurtka zaszeleściła pod wpływem ruchu.
- Słuchaj, to podchodzi pod stalking.
- Co? – Wzruszył ramionami. – Stanie obok drzewa?
- Nie, gapienie się na mnie przez cały dzień.
- Akurat trafiamy na siebie. Zwykły przypadek. Co w tym dziwnego?
Wciąż się we mnie intensywnie wpatrywał bez cienia wstydu, a ja zauważyłam w jego zielonych oczach złote plamki.
- Dlaczego się na mnie gapisz?
- Bo stoisz przede mną. Nie mam innego wyjścia. – Coraz bardziej mnie irytował.
- To jest chore i dziwne. Ty jesteś dziwny!
- Każdy jest uroczy na swój sposób.
Wyraźnie unikał odpowiedzi na moje pytanie, więc zadałam mu je ponownie:
- Dlaczego się na mnie gapisz?
- Wszyscy to robią.
- Jasne.
- Dziwi cię to? Jesteś dość ładna.
Prychnęłam. Nie wiedziałam czy mówi prawdę czy nie. Cała nasza wymiana zdań u niego nie wykazywała żadnych emocji. Jakby mówił to z przymusu, z poczucia obowiązku.
- To nie jest normalne. Powiesz, o co ci chodzi czy w końcu przestaniesz?
- Zastanowię się. – Uśmiechnął się krzywo i odsunął się od drzewa. – Do zobaczenia Riley. – Po tych słowach ruszył w kierunku centrum miasta.
Gdy już był daleko, dotarło do mnie, że znał moje imię. Jeśli jeszcze raz go spotkam i przyłapię go na obserwowaniu mnie, będę zmuszona zadzwonić na policję. Ta cała sytuacja była naprawdę dziwna i niepokojąca.
Ruszyłam w stronę domu. W środku powitał mnie niesamowity zapach zapiekanki przyrządzonej przez babcię. Kurtę i torebkę odwiesiłam na wieszak w przedpokoju i ruszyłam do kuchni, gdzie zastałam Judith nad jakąś krzyżówką.
- Witaj babciu. – Ucałowałam ją w pomarszczony policzek i nalałam sobie szklankę zimnej wody.
- Jak minął dzień? – zapytała nie odrywając wzroku od książeczki.
- Hm, nie było aż tak nudno. – Zaczęłam nakładać zapiekankę na dwa talerze. – A tobie?
Poprawiła siwy kosmyk, który wymknął się z niskiego koka. Tak bardzo tęskniłam za jej blondem. Mimo, że to tak nas różniło, uwielbiałam u niej ten kolor.
- Riley, kochanie. – Zamknęła krzyżówkę i odłożyła ją na bok, by móc mi się uważniej przyjrzeć.
Postawiłam na stole talerze z jedzeniem i usiadłam obok niej. Widziałam małe zakłopotanie, które czaiło się w jej szarych oczach.
- Coś się stało babciu?
- Dzisiaj po południu dzwonił Ethan. Chce się z tobą spotkać.
Co? Mój brat, który tak samo jak rodzice nie chciał się nigdy ze mną widzieć nagle zmienił zdanie? O co mogło chodzić?

Ten dzień, zdecydowanie, mogę zaliczyć do jednego z najdziwniejszych.